To pewnie będzie najczęstszy temat. Tak wygodnie czyta się pogryzając dobre ciastka...
Podczas ostatniej wizyty w bibliotece rzuciła mi się oczy książka p. Sławomira Kopra ,,Afery i skandale Drugiej Rzeczpospolitej". Bardzo lubię czytać o II RP, szczególnie odkąd zaczęłam zagłębiać się w moją kolekcję dzieł Boya, bo bez znajomości tła, często nie wiem o co chodzi. Poza tym, na lekcjach historii traktuje się ten okres bardzo ,,po łebkach". Wspomina się o przewrocie majowym, wylicza prezydentów i przechodzi gładko w II wojnę światową. Jest to niepowetowana szkoda, bo jest to czas ogromnej mobilizacji wśród artystów, polityków, całego narodu. Stworzono spójne, silne państwo w 20 lat, czego nie udało nam się zrobić teraz. A przecież sytuacja wyjściowa była o wiele gorsza.
U mnie w domu mówi się o okresie międzywojennym w samych superlatywach. Jest on opisywany jako sprawiedliwe rządy kryształowych ludzi. I tu przychodzi pan Koper i mówi: To wcale nieprawda!
Nikt nie opowiada nam o Brześciu ani o Berezie Kartuskiej. A były to miejsca elektryzujące opinię publiczną. Sam Marszałek okazuje się mieć swoje ciemniejsze strony ( vide rozdział 3: Zaginięcie generała Zagórskiego). Dociera do nas, że urzędnicy są teraz tacy sami jak wtedy, że nasi antenaci mieli takie same wady i takie same pokusy. Że gapie, tak wtedy jak i teraz, lubią przypatrywać się najbardziej krwawym spektaklom.
Mnie osobiście najbardziej zaintrygowała sprawa morderstwa prezydenta Narutowicza oraz tzw. sprawa Gorgonowej. Spotkałam się z nią w jednym z tomów Boya (bodajże ,,Reflektorem w mrok"), ale nie zajmował on się samą sprawą, tylko jej społecznym tłem.
Każda sprawa w książce ma szeroko rozrysowane tło, wszyscy zamieszani mają przejrzyście napisane życiorysy. Duża ilość zdjęć, artykułów prasowych i komentarzy autora daje nam o wiele lepsze zorientowanie w akcji, pozwala na dokładniejsze wyobrażenie sobie ówczesnych wydarzeń. Sam styl pana Kopra jest lekki, przystępny i łatwo przekazuje wiadomości, bez częstego w książkach opisujących historię zadęcia. Równie przystępnie czyta się felietony pana Kopra w Do Rzeczy.
Tak więc...książka zdecydowanie godna polecenia. Zwłaszcza, jeśli chce się wiedzieć,,coś więcej". Osoby o zainteresowaniach kryminalnych również będą zadowolone. Do dzieła!
P.S. Niezorientowanym przypominam: zostało tylko 60 dni do Wigilii Bożego Narodzenia!
piątek, 25 października 2013
piątek, 18 października 2013
Nawet nie wiem od czego zacząć
Zawsze bardzo podziwiałam wszystkie osoby, które są na tyle wytrwałe, że prowadzą swoje blogi latami.
Ja nie posiadam aż tyle cierpliwości, ale mam nadzieję, że tym razem się uda.
Jest wiele rzeczy, które robię z przyjemnością. A większość z nich da się zrobić (lub najprzyjemniej jest robić) z filiżanką dobrej herbaty. Parzenie herbaty jest sztuką mało rozpowszechnioną, choć nie wymagającą wiele wysiłku. Trzeba znać tylko kilka zasad:
1. Herbata musi być dobrej jakości, tzn. nie może to być proszek w plastikowej saszetce (mnie ten sztuczny posmak bardzo przeszkadza, więc torebkowych herbat nie piję od dłuższego czasu). Dobra herbata, to taka, w której widać osobne liście, a nie czarny pył
2. Herbatę zaparza się imbryku (tzn. dzbanku). Większość ma dołączone sitko, a jeśli mamy już ładny dzbanek, ale bez sitka, wystarczy kupić zaparzacz w sklepie z herbatami.
4. Imbryk trzeba podgrzać przed zaparzeniem herbaty, płucząc go ciepłą wodą.
5. Ważna jest ilość herbaty. Do sitka wsypuje się po jednej łyżeczce na każdą osobę, oraz jedną dodatkową ,,na imbryk". Tzn. że jeśli pijemy herbatę z przyjaciółką, bierzemy trzy łyżeczki herbaty.
6. Większość herbat ma podany czas parzenia. Zazwyczaj jest to od 3 do 5 minut. Powyżej tego czasu herbata staje się gorzka.
Tak przygotowana herbata ma pełny aromat i głęboki kolor. Sądzę, że warto zrobić trochę więcej wysiłku, żeby móc delektować się o wiele lepszym smakiem.
Wokół filiżanki z taką herbatą dziać się może wiele ciekawych rzeczy... Ale to temat na kolejnego posta.
Ja nie posiadam aż tyle cierpliwości, ale mam nadzieję, że tym razem się uda.
Jest wiele rzeczy, które robię z przyjemnością. A większość z nich da się zrobić (lub najprzyjemniej jest robić) z filiżanką dobrej herbaty. Parzenie herbaty jest sztuką mało rozpowszechnioną, choć nie wymagającą wiele wysiłku. Trzeba znać tylko kilka zasad:
1. Herbata musi być dobrej jakości, tzn. nie może to być proszek w plastikowej saszetce (mnie ten sztuczny posmak bardzo przeszkadza, więc torebkowych herbat nie piję od dłuższego czasu). Dobra herbata, to taka, w której widać osobne liście, a nie czarny pył
2. Herbatę zaparza się imbryku (tzn. dzbanku). Większość ma dołączone sitko, a jeśli mamy już ładny dzbanek, ale bez sitka, wystarczy kupić zaparzacz w sklepie z herbatami.
4. Imbryk trzeba podgrzać przed zaparzeniem herbaty, płucząc go ciepłą wodą.
5. Ważna jest ilość herbaty. Do sitka wsypuje się po jednej łyżeczce na każdą osobę, oraz jedną dodatkową ,,na imbryk". Tzn. że jeśli pijemy herbatę z przyjaciółką, bierzemy trzy łyżeczki herbaty.
6. Większość herbat ma podany czas parzenia. Zazwyczaj jest to od 3 do 5 minut. Powyżej tego czasu herbata staje się gorzka.
Tak przygotowana herbata ma pełny aromat i głęboki kolor. Sądzę, że warto zrobić trochę więcej wysiłku, żeby móc delektować się o wiele lepszym smakiem.
Wokół filiżanki z taką herbatą dziać się może wiele ciekawych rzeczy... Ale to temat na kolejnego posta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)